Forum ...::SAMOTNI::... Strona Główna
Pablo Nieruda

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ...::SAMOTNI::... Strona Główna -> Dział Natalki (Poezje)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
natalia
Expert
<font color=blue><b>Expert</b>



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 8539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:19, 04 Lis 2006    Temat postu: Pablo Nieruda

PABLO NERUDA

właśc. Neftalí Ricardo Reyes Basualto (1904-1973), poeta chilijski; od 1927 w dyplomacji, m.in. w Hiszpanii; senator z ramienia KP Chile; 1949-1952 na emigracji; odwiedzał kraje komunist. (m.in. Polskę), którym poświęcił wiele utworów, np. w zbiorze Tam umarła śmierć (wyd. pol. 1953). Przeniknięta humanizmem twórczość Nerudy powstawała początkowo pod wpływem modernizmu (zbiór Crepusculario 1923, erotyki Veinte poemas de amor 1924), w późniejszych zbiorach (m.in. Residencia en la tierra, t. 1-2 1933-1935) zaznaczyły się wpływy surrealizmu, kształtował się odrębny styl poetycki Nerudy, charakteryzujący się dynamizmem, oryginalną symboliką, plastycznością obrazów, nastrojami niepokoju i katastroficznych lęków. Na skutek doznań w okresie hiszp. wojny domowej Neruda wprowadził do swej twórczości idee rewol. (m.in. zbiór Espańa en el corazón 1937); 1950 opublikował Pieśń powszechną (wyd. pol. 1954) wielką epopeję walki wyzwoleńczej i społ. ludów Ameryki Łac., a zarazem hymn na cześć piękna jej przyrody; w późniejszych utworach rozmach epicki ustępuje miejsca poezji codzienności (Odas elementales, księgi 1-3 1954-1957), niepokój - optymistycznej wierze w życie i miłość (Cien sonetos de amor 1957, Estravagario 1958); ponadto dramat społ.-polit. Sława i śmierć Joachima Muriety (1967, wyst. pol. 1971) i wspomnienia (Wyznaję, że żyłem 1974, wyd. pol. 1976); wybory pol. Poezje (1975), Poezje wybrane (1980); 1971 otrzymał Nagrodę Nobla.

Wdowie tango

O, Niedobra, już na pewno znalazłaś list, już płakałaś ze złości,
już naubliżałaś pamięci mojej matki,
nazywając ją podłą suką i matką psich synów,
już na pewno piłaś sama, w samotności, wieczorną herbatę
patrząc na moje stare buty, opustoszałe na zawsze,
i już nie będziesz mogła wspominać moich chorób, moich nocnych snów, moich obiadów
bez przeklinania mnie na głos, jak gdybym był
tam jeszcze
i narzekał na klimat zwrotnika, na leniwych kulisów
na zakaźne gorączki, które mi tak zaszkodziły
i na tych okropnych Anglików, których dotąd
nienawidzę.

Naprawdę, o Niedobra, jaka noc długa, jaka ziemia samotna!
Znów znalazłem się w hotelu o jednoosobowych
pokojach,
jadam po restauracjach zimne obiady i znowu
rzucam na podłogę spodnie i koszule,
nie ma wieszaków w moim pokoju, ani żadnych
portretów na ścianach.
Ileż mroków mojej duszy dałbym, by cię odzyskać,
i jak groźne mi się zdają imiona miesięcy,
a słowo zima żałobnym dudni mi bębnieniem.

Zakopany obok kokosowej palmy znajdziesz kiedyś później
nóż, który ukryłem, w strachu, że mnie zabijesz,
a teraz raptem mam ochotę powąchać jego stal
kuchenną
przywykłą do nacisku twej dłoni i połysku stopy
tkwiąc pod wilgotną ziemią wśród głuchych korzeni
biedak z ludzkiego języka znał tylko twoje imię,
a gruba ziemia nie rozumie twojego imienia,
które powstało z nieprzenikalnych i boskich
substancji.

Więc gdy się tak dręczę wspominając jasny
dzień nóg twoich
wyciągniętych jak wody ziemi stojące i twarde
i jaskółkę, która śpiąc i polatując żyje w twoich
oczach
i psa wściekłego, co mu dajesz w sercu schronienie,
widzę też wszystkie śmiercie co są między nami
od teraz
i wdycham wraz z powietrzem popiół i zniszczenie.
Dałbym wicher z olbrzymiego morza za twój
nagły oddech,
słuchałbym przez długie noce bez domieszki
zapomnienia
jak jednoczy się on z powietrzem, niby bat ze
skórą konia.

Żeby usłyszeć jak po ciemku siusiasz w głębi
domu
rozlewając miód cienki, rozedrgany, argentyński, uparty,
ileż to razy oddałbym krąg cieni jaki posiadam
i szczęk bezużytecznych mieczy, co się w mej
duszy rozlega
i gołąbkę krwi co trwa samotnie w moim czole
przywolując sprawy stracone, istoty stracone,
substancje przedziwnie nieodłączne, a zgubione.

(tłum. Zofia Szleyen)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia
Expert
<font color=blue><b>Expert</b>



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 8539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:24, 04 Lis 2006    Temat postu:

Wczesny błękit

Kiedy obudził mnie łagodny zapach,
ujrzałem gwiazdę,
jak, uśmiechnięta, schodziła mi z oczu;
- uśmiechnięta, że tak przetrwała
calutką noc przede mną
obnażona i wonna, uśmiechnięta.
(tłum. Janusz Strasburger, Józef Birkenmajer)


Uwiązany pies

Przyjście jesieni jest dla mnie tym
uwiązanym psem, mój Srebrzynku,
który szczeka przeciągle i czysto w sa-
motności dziedzińca, podwórka czy
ogrodu, co po południu zaczynają prze-
nikać zimnem i smutkiem... Zawsze,
gdziekolwiek bym nie był, Srebrzynku,
w te dni, które stają się coraz bardziej
żółte, słyszę owego psa uwiązanego,
szczekającego ku zachodowi słońca.
Jego szczekanie, bardziej niż cokol-
wiek innego, przysparza mi radości. Są
to chwile, kiedy całe życie uchodzi w
oddalającym się złocie, jak serce skąpca
w ostatniej uncji skarbu, co przepada. A
złoto ledwie istniej, chciwie skupione w
duszy i rozsyłane przez nią we wszyst-
kie strony - tak jak dzieci chwytają
słońce kawałkiem lusterka i przenoszą je
na ocienione ściany, łącząc w jednym
obrazie wizerunek motyla i suchego liścia.
Czeredy wróbli i kosów podrywają
się z gałęzi na gałąź pomarańczowego
drzewa lub akacji, coraz wyżej wstępu-
jąc wraz ze słońcem. Słońce staje się ró-
żowe i lila... Piękno uwiecznia przelotną
chwilę bez tętna, niby umarłą na za-
wsze, lecz jeszcze żywą. A pies przeni-
kliwie i zajadle szczeka na piękno, czu-
jąc być może, jak ono umiera...

(tłum. Janusz Strasburger)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia
Expert
<font color=blue><b>Expert</b>



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 8539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:26, 12 Gru 2006    Temat postu:

Kwiat - Robert Creeley

Prawdopodobnie hoduję napięcia
jak kwiaty
w lesie gdzie
nie przychodzi nikt.
Każda rana jest doskonałością,
zawarta w drobnym
nieuchwytnym rozkwitaniu
które zadaje ból.

Ból jest kwiatem, takim jak tamten,
jak ten,
jak tamten,
jak ten.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia
Expert
<font color=blue><b>Expert</b>



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 8539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:27, 12 Gru 2006    Temat postu:

Na śmierć synka - Joseph von Eichendorff

Biją zegary z dala
w głębokie nocy dno,
lampa się w mroku spala
nad posłaną pościółką twą.
Tylko błądzi w żąłobnym lamencie
dookoła domu wiatr,
my - samotnością objęci -
słuchamy jego skarg.

I jest nam, jakbyś cichutko
zapukać chciał właśnie dziś,
jak ktoś, kto się zbłąkał na krótko
i - znużony - trafił do drzwi.

O nieszczęśni, nieszczęśni głupcy,
to myśmy w męce nad siły
zgubili się tutaj w pustce,
gdy ty dawno do domu trafiłeś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia
Expert
<font color=blue><b>Expert</b>



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 8539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:32, 12 Gru 2006    Temat postu:

Morski pejzaż - Anatol France

Pod bladawymi mgłami, co snują się w ciszy,
Skała, morze i piasek w zatoce się błyszczy,
Łodzie na brzegu zbudziły się ze snu,
Słońce z wschodniej otchłani na horyzont weszło
I okryło Ocean płomienistym szalem.
Jasna wydma rozśmiała się faliście w dali,
W szybach domów odblaski widać było mgliście,
Na szczytach wzgórz jaśniały jeszcze młode liście,
Co się zaczęły budzić pierwszą zielonością.
A niebo oddychało szeroko światłością.
Nagle zgiełk niewyraźny w przestrzeni się zbudził,
Gdzie hałaśliwość swoją wnosi praca ludzi.
Ze wsi czasem kobieta w sabotach przeleci,
Rybacy na rozległym brzegu suszą swoje sieci.
Słońce błyszczy na plecach starych marynarzy,
Zaś w koszach wiklinowych ryby lśnią na plaży.
A w zagłębieniu skały, gdzie lecą pakuły,
Stary człowiek, śpiewając, uszczelnia szalupy,
Podczas gdy w górze między białymi ostami
Dwaj strażnicy przechodzą równymi krokami,
A na rybackim statku, co żagiel rozłożył,
Biały trójkąt lśni poprzez mgłę na sennym morzu.
Na pokładzie marynarz patrząc w dal i wodę,
Wyciąga rękę, by wiatr badać i pogodę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia
Expert
<font color=blue><b>Expert</b>



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 8539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:56, 01 Sty 2007    Temat postu:

Abraham Cowley

Prorok

Mnie chcesz uczyć miłości? Grzeszysz głupstwem sporem:
Jam jest miłości głównym profesorem.
Ucz Żydów handlu, Szkotów przebiegłości,
Ucz lupanary, czym zabawiać gości,
Ucz dworzan, jak schlebianiem dostąpić zaszczytów,
A łgarstwa ucz obytych w świecie jezuitów;
Płomień ucz płonąć, wichurę ucz wiania,
Niezmordowane źródło ucz tryskania,
Ucz ziemię, jak ma trwać pod stopą twardo,
Płeć piękną ucz, jak ranić zmiennością i wzgardą,
Staraj się, może zdziałasz coś; ale, o nieba,
Proszę cię, nie ucz mnie, jak kochać trzeba.

Bożek miłości — jeśli istnieją takowe —
Ode mnie mógłby brać lekcje wciąż nowe;
I chociaż chełpi się, że strzałą przeszył
Każde z serc ludzkich, odkąd Adam zgrzeszył,
Postawię w zakład życie, więcej: moją miłą,
Że go nauczę tego, co mu się nie śniło,
Że jego oczy receptę zobaczą
Na łzy, co mówią, i słowa, co płaczą,
Lub na westchnienia, w których — jak przy zgonie —
Para kochanków dusze z oddechem wyzionie,
Dusze osiadłe w ciałach, lecz z nich uchodzące,
Jak blask i upał czyniony przez Słońce.

To ja jestem Kolumbem miłości; ja, który
Nowych w niej światów dostrzegłem kontury:
Ziem, co przynoszą mi skarby bogatsze
Niż wszystkie lądy, jakie w krąg wypatrzę.
Lecz, tak jak Kolumb, przyszłość przed sobą mam czarną:
To, co odkryłem, nie ja, lecz inni zagarną.
Wiem, wiem, że będę w oczach potomności
Ostatnim wielkim prorokiem miłości,
Lecz, ach, cóż z tego, gdy moja jedyna
Nie chce słyszeć, co głosi ożywcza doktryna?
Tak, czeka mnie proroków dola niełaskawa:
Teraz męczeństwo — w przyszłym życiu sława.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia
Expert
<font color=blue><b>Expert</b>



Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 8539
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:57, 01 Sty 2007    Temat postu:

Abraham Cowley

Zamiana
Miłość igra w jej oczach, w ich słońcu się grzeje;
Miłość brnie w labirynty jej włosów kuszące;
Miłość wiecznie na ustach jej słodycze sieje
I zbiera żniwo rychłe: całunków tysiące.
Wszystko zewnętrzne jest w niej siedzibą Miłości;
I tylko wnętrze nigdy Jej nie gości.

We wnętrzu zwalcza Miłość trójca wrogów cicha,
To jest: Złośliwość, Niestałość i Pycha.
Tak ziemię z wierzchu zdobią drzewa, kwiaty, zioła,
Wszelkie uroki, widoczne dokoła,
W środku zaś mrok piekielny trwa zamaskowany,
Gdzie żyją potępieńcy i podłe szatany.

Ze mną całkiem przeciwnie sprawa się przedstawia:
We łzawych oczach mieszka Śmierć i Ciemność sroga,
Rozpacz z Bladością w twarzy mojej się objawia
I wrogowie Miłości: Smutek, Żal i Trwoga;
Lecz wewnątrz jak szach perski ze swym dworem gości
Miłość, choć z zewnątrz nie widać Miłości.

O, weź me serce, w którym Miłość tak się spiętrza,
Że jej wystarczy i dla twego wnętrza;
I daj mi serce twoje, a przez tę zamianę
Pełen Miłości i z zewnątrz się stanę.
Mocą zamiany miłość wzajem sobie wyzna
Z zewnętrzną mą Kobietą twój wnętrzny Mężczyzna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ...::SAMOTNI::... Strona Główna -> Dział Natalki (Poezje) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Digital Dementia © 2002 Christina Richards, phpBB 2 Version by phpBB2.de
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
 
Regulamin